wtorek, 24 marca 2015

#1

Kiedyś Syców, jak i dzisiaj był pięknym miejscem, lecz w dawnych czasach wyróżniał się pięknym zamkiem. Małym Wersalem Bironów, rodu rządzącego niegdyś naszym miastem.
Wszyscy zachwycają się jego niezwykłą urodą, ale tylko nieliczni wiedzą, że ciążyła na nim klątwa.
---
Księżna Elisabeth była piękną kobietą. Jej uroda przyćmiewała nawet słońce i księżyc. 
Razem z księciem Ernstem tworzyła idealną parę królewską. Oboje nieskalanie piękni, sprawiedliwi 
i kochani przez wszystkich. 
Pewnego dnia, Elisabeth zapragnęła odwiedzić słynne ogrody wersalskie.
Książę spełniał wszystkie jej zachcianki, a więc nie mógł odmówić jej kolejnej przyjemności.

-Zobaczysz je wkrótce, kochanie.- Odrzekł Ernst. 
-Ciekawe, czy naprawdę są tak olśniewające, jak mówią wszyscy.- Powiedziała, czytając kolejną
wzmiankę w gazecie o pałacu. 
Na pewno się nie zawiedziesz- Złapał ją za ręce i spojrzał jej głęboko w oczy. 

Zgodnie z obietnicą władcy, para książęca wyruszyła w podróż do Francji.
Opuszczając bramy Groß Wartenberg, pożegnała ich duża grupa mieszczan.
Zewsząd było słychać wiwaty i  życzenia na podróż dla władców.
Podróż w jedną stronę trwała aż tydzień. Księżna musiała być w pełni szczęścia, gdy
ujrzała bramę Wersalu.
Małżonkowie spędzili tam kilka kolejnych dni, a następnie wrócili do swojej rodzimej
ziemi.
Elisabeth była pod wrażeniem ogromu pałacu.
Ba! Tego nie można było nazwać jakimś pałacem, to było małe miasteczko.
Kobieta coraz bardziej chciała przenieść jakąś jego namiastkę do Groß Wartenbergu.

-Elisabeth, myśl, co najbardziej podobało ci się we Francji?- Spytała sama siebie-
Ornamenty pałacu, obrazy na ścianach, krzewy w parku, a może po prostu rzeźby?
-Posągi czterech pór roku były niezwykle piękne, czyż nie?- Książę wychylił głowę zza książki.
-Tak, masz rację. Były niesamowite, ale ich twarze wydawały mi się być takie smutne
i czymś zatroskane. Chciałabym przenieść wszystkie wersalskie rzeźby tutaj.
Nasze ogrody stałyby się małym rajem.
-Myślę, że to dobry pomysł. Czy masz jakiegoś rzeźbiarza na oku?- Jego wzrok spoczął
na stronach książki.
- Antoine Coysevox, podobno projektowała rzeźby dla samego Króla Słońce.- Wstała z ogromnej, zielonej kanapy z szerokim uśmiechem. Gdy się uśmiechała, wyglądała jak lalka. 
Miała porcelanową cerę, malinowe usta oraz śnieżnobiały uśmiech, a jej niebieska suknia lśniła się w promieniach słońca, które wpadały przez okna. Długie blond włosy księżnej zostały upięte przez jej służkę. 
Obie bardzo się lubiły. Elisabeth nie zważała na stan społeczny swoich bliskich i to właśnie ją wyróżniało spośród dam z bogatych rodów. 

Książę po raz kolejny spełnił zachcianki swojej ukochanej.
Zlecił produkcję kopii rzeźb sławnej artystce. 
Po kilkunastu miesiącach księżna doczekała się ukończenia prac. 
Chcąc zobaczyć rzeźby jako pierwsza, udała się w podróż do Paryża, aby dopilnować 
przewozu posągów. 

-Pięknie wykonana robota!- Ucieszyła się Elisabeth, oglądając detale kamiennych rzeźb. 

Podeszła do posągu przedstawiającego wiosnę. Delikatnie pogładziła ją ręką po kamiennej twarzy. 

Zauważyła, że  oczy tego posągu są inne niż reszty. Są bardziej realistyczne i podobne do oczu Mona Lisy. Gdziekolwiek się stanie, ona i tak będzie patrzeć tylko na ciebie.
Księżna przez kilka minut wpatrywała się bez słowa w jej oczy.
Następnie wsiadła do powozu i odjechała,

U bram Groß Wartenberga czekał na nią Ernst i jej ulubiona służka- Marta.
Była to drobna kobieta, która od lat znała księżną. Można było je śmiało nazwać najlepszymi
przyjaciółkami. Nie miała za wielu wad, oprócz jednej. Była chciwa i traciła głowę dla cennych
kamieni i pieniędzy. 
Blond włosa kobieta pośpiesznie wyskoczyła z powozu i podbiegła do swojego małżonka
 z uśmiechem.
Czy z posągami jest wszystko w porządku?- Zapytał się książę, tuląc ją w swoich ramionach.
-Tak, są przepiękne. Dokładnie takie, jak ich oryginały. Stworzymy najpiękniejszy
 ogród- uśmiech dalej nie schodził jej z twarzy
-Mam dla nich idealne miejsce
Wziął ją za rękę i zaczął prowadzić w stronę ogrodów. 
Przy małym kościele ewangelickim stał ogromny żywopłot, a w nim zostały wycięte zagłębienia.
Księżnej spodobało się to miejsce i kazała niezwłocznie postawić tam rzeźby.
biało-szare posągi idealnie komponowały się z zielenią krzewów. 
Elisabeth była nimi zachwycona przez bardzo długi czas. 
Każde popołudnie spędzała na ławce, która mieściła się naprzeciw  rzeźb, a towarzyszyła jej Marta.
Służka nie wydawała się zachwycona pomnikami. Było w nich coś, czego nie lubiła. 

Pewnej nocy wszystko się zmieniło
Franciszka nie umiała zasnąć w  swojej komnacie.
Słyszała ona cichy głos "Przyjdź do mnie"
Zignorowała go. Myślała, że to tylko się jej przyśniło. 
Z nocy na noc głos robił się coraz głośniejszy i wyraźniejszy.
Kobieta otarła oczy i powoli wstała z łóżka. 
Zawołała ona swoją służkę, która natychmiast pojawiła się przy niej.

-Co się stało, pani?
-Oh, Marto- Księżna wzięła ją w objęcia- Nie umiem spać. Coś mnie prześladuje, coś mnie
woła każdej nocy. Słyszałaś to?! 
Franciszka nagle oderwała się od Marty. Głos znowu się pojawił.
-Nie, nic nie słyszałam. Książę i wszystkie służki już dawno śpią w komnatach.
Zapewniam cię, że nie ma się czym martwić. Jeżeli ma to księżną uspokoić, to  mogę 
przejść się po zamku i zobaczyć czy faktycznie coś się dzieje.- uśmiechnęła się, po czym 
wyszła z pokoju.

Trzask zamykanych drzwi rozległ się za Martą.
Nagle usłyszała cichy dźwięk z rozbawioną nutą w głosie. Ciarki przeszły jej po plecach.
"Poprowadzę cię"
Poszła w kierunku szerokich schodów, które prowadziły na parter.
Głos się nasilał, jakby do czegoś ją prowadził.
Poszła rozejrzeć się po obszernym salonie. 
Dźwięki ściszyły się. Kobieta czuła się, jakby ktoś bawił się z nią w 
"ciepło zimno".
Wyszła na dwór i to był strzał w dziesiątkę. 
"Przyjdź do mnie. Potrzebuję cię". Bardzo wyraźnie słyszała dziewczęcy głos.
Poszła do ulubionego miejsca księżnej, ławki przy kopiach wersalskich posągów. 
Oczy postaci wiosny lśniły się jak dwa małe rubiny. 
Piękne, czerwone kryształy, które tak kochała Marta. 
Były jej ulubionymi kamieniami szlachetnymi. 
Zdawało jej się, że twarz rzeźby była jeszcze smutniejsza niż przedtem. 
Podeszła bliżej, żeby się przyglądnąć. 
Jej oczy na prawdę były z rubinu. Lekko wyciągnęła rękę w jej kierunku.
"Lubisz je, prawda? Są takie piękne i specjalnie dla ciebie. Ulegnij krwistej czerwieni."
Blondynka przestraszyła się, ale nie opuściła ręki, a wręcz przeciwnie.
Delikatnie dotknęła opuszkiem palca i zaraz tego pożałowała.
Gwałtownie zerwał się silny wiatr, a Marta, tak jakby odleciała wraz z nim.
Nagle zniknęła i nie pozostał ślad po niej, ani po rubinowych oczach posągu. 
Jej dusza została uwięziona w rzeźbie, w której urodzie się zakochała. 
Jej dusza wychodzi z pięknej wiosny w nocy 7 kwietnia, w dzień jej zniknięcia. 
Do dzisiaj można zobaczyć ją spacerującą po Sycowskim parku w ten dzień.